poniedziałek, 10 czerwca 2013

Chapter One

Don't tell me who to be words don't me s*** to me
I'ma get it through to you yeah when 
I'm there don't be calling me
Ain't nobody gonna break us down 'cause we're just getting started started
*So if you came to party let me hear you say…

Stałam pod wielkim budynkiem. Wyłączając to że to budynek mojej mamy. Nie uśmiechało mi się siedzieć w jej gabinecie i słuchać jak poucza mnie. Niby co jest ze mną nie tak? Kruczo-czarne włosy sięgające mi za łopatki, dwa, dopinane, niebiesko-zielone pasemka. Wielkie zielone oczy . Duże wyraziste usta i dopełniający wszystko mały nosek. Czarna zwykła bluzka z koronkowymi rękawami, zwykłe dżinsy oraz czarne, starte trampki. Może trochę różnie się od niej. Nie jestem zwykłą, ładną i poukładaną kobietą. Mogłam bym być jej marną kopią. Z kieszeni od spodni wyciągnęłam paczkę papierosów w której został ostatni szlugi i zapalniczka. Wzięłam do ręki peta, a drugą go podpaliłam. Zaciągnęłam się zapalonym wcześniej świństwem i wraz z podmuchem wiatru wypuściłam je z płuc. Przymknęłam oczy czując jak promienie słoneczne świecą prosto we mnie. Odgarnęłam niesforny kosmyk włosów za ucho. Słysząc piosenkę Linkin Park'a, zrozumiałam że ktoś właśnie próbuję się ze mną połączyć. Bez patrzenia na ekran odebrałam połączenie przychodzące.
-Natalie, co powiesz na zakupy? - w słuchawce zabrzmiał głos Veronic -mojej przyjaciół, podajże od przedszkola.
-Wiesz że nie mogę, dziś, ani jutro, nawet przez całe wakacje -naśladowałam swoją mamę mówiąc to do słuchawki. Usłyszałam głęboki wdech dziewczyny.
-Szkoda, bo widziałam świetną bluzkę -uśmiechnęłam się na samą myśl o tym że Valentine właśnie przegląda gazetkę jakiegoś sklepu z ubraniami.
-No to nici z naszego wypadu do sklepu -ostatni raz wciągnęłam dym do buzi, bo spostrzegłam że w moim kierunku zbliża się moja mama -Sorry muszę kończyć - nie czekając na jakąkolwiek reakcję dziewczyny rozłączyłam się i schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni.
-Miałaś nie wychodzić, boże dziecko dlaczego nie możesz być taka sama jak twój brat -no i się zaczyna. Czy wy taż tak macie że jak dostaniecie złą ocenę to jesteście porównywani do kogoś innego, a gdy dostaniecie dobrą, a nawet bardzo dobrą ocenę to rodzice wam mówią że inni ich nie obchodzą? Bo ja mam prawie tak samo, tylko jest mi ciężej, bo jestem porównywana do kogoś pod każdym względem. Kobieta pociągnęła mnie za ramię i wprowadziła do budynku, bez słowa przemierzałyśmy wąskie korytarze studia nagraniowego, aż w końcu moja mama się zatrzymała. Otworzyła drzwi na oścież, dając mi do zrozumienia że mam wejść do pomieszczenia. Wredny uśmiech na chwile wstąpił na moja twarz, ale po chwili zniknął, bo spostrzegłam trzech chłopaków siedzących na kanapie. Jeden z nich grał na gitarze akustycznej nie znanej mi firmy.
-I co o nich myślisz? -cztery pary oczu zostały zwrócone na mnie wyczekując na opinię z mojej strony, jednak chwilę wahałam się co powiedzieć, bo nie gustowałam w muzyce Pop czy R&B.
-Jeśli chodzi ci o moje zdanie to mogę tylko powiedzieć że drugimi Linkin'ami nie będą -podniosłam ręce w geście obronnym, a reszta zaśmiała się na moje słowa, naprawdę nie rozumiem o co im chodzi, przecież wyraziłam swoją szczerą opinię i co? I gówno. Tak naprawdę to nikt nie liczy się z moim zdaniem. Jestem tylko marionetką pokrzywdzoną przez świat.  Uśmiechnęłam się sarkastycznie i wyszłam z pomieszczenia. Podążyłam w nieznanym mi kierunku, aż w końcu znalazłam się w kawiarni. Westchnęłam głęboko i usiadłam przy stoliku na małym drewnianym stołku.
-Co podać? -po chwili usłyszałam przytłumiony głos kelnera. Odwróciłam się w jego stronę, chłopak uśmiechnął się zadziornie.
-Małą czarną -przejechałam palcem po ustach i spokojnie czekałam na zamówienie. W między czasie zaczęłam bawić się cukierniczką. Przesypywałam łyżeczką cukier w dwie strony. Poczułam woń mojej ulubionej kawy i odruchowo spojrzałam przed siebie. Stał przede mną mężczyzna z tacą, a na niej stała moja ulubiona kawa.
-Proszę -powiedział i położy kubeczek na stoliku -Czy ty jesteś przypadkiem córką szefowej? - w odpowiedzi pokiwałam głową, bo przecież nie mogłam zaprzeczyć. Nigdy ni lubiłam jak zawsze kojarzyli mnie z moją mamą, bo wtedy wiedziałam że będą musie by być dla mnie mili. W dwie minuty wypiłam prawie całą zawartość filiżanki i zapłaciłam za napój zostawiając dość duży napiwek kelnerowi.
-Twoja mama cię szuka -usłyszałam miły i ciepły głos Conor'a. Tak, tego Conor'a Maynard'a. Wzruszyłam ramionami i wtuliłam się w swojego przyjaciela. Dawno go nie widziałam, bo wyjechał w trasę koncertową. -Tęskniłem -ucałował mnie w czoło i pociągnął w stronę gabinetu mamy. Swoją rękę zarzucił na moje chude ramie, a ja obiełam go w pasie. Uśmiechnęłam się w jego stronę i razem weszliśmy do pomieszczenia w którym byłam przed kilkunastoma minutami. -Dobry -pomachał moje mamie, puścił mnie i zaczął tańczyć. Ten widok strasznie mnie ucieszył i dołączyłam do niego. W miedzy czasie spotkaliśmy dziwne spojrzenia zespołu. -To co dziś u mnie? -spytał mnie tak dyskretnie żeby nikt oprócz mnie tego nie usłyszał.
-No jasne -uśmiechnęłam się w jego stronę -Ale dzisiaj oboje myślimy nad tekstem, bo ja sama nie daję rady
-Spoko -puścił do mnie oczko na co ja się cicho zaśmiałam, ale najwidoczniej za głośno, bo mama skarciła mnie spojrzeniem. Wskoczyłam chłopakowi na barana, a on zaczął biegać po pomieszczeniu jak opętany. On umie poprawić mi humor. -To co zmywamy się nie chcę mi się tu siedzieć.
-No, to ja lecę pa -pomachałam mamie na pożegnanie dając jej do zrozumienia że wrócę później niż zwykle pokazałam że spędzę noc u chłopaka. Wesołym krokiem chłopak zniósł mnie po schodach, aż do swojego samochodu. -Nie porywasz mnie przypadkiem
-No oczywiście że cię porywam, od zawsze to chciałem zrobić -zaśmiał się na swoje słowa, a po chwili dołączyłam do chłopaka. Jak prawdziwy dżentelmen otworzył przede mną drzwi od swojego auta. Z udawanym wahaniem wsiadłam do środka. -Ze względu na to że jesteś pod moją opieką będziemy jechać szybko. -oznajmił mi kiedy już był w samochodzie. Włożył kluczyk do stacyjki i przekręcił go. Po chwili już znajdowaliśmy się na trasie do jego domu.
-Jesteś pewien że twoi rodzice mnie lubią -zapytałam trochę przestraszona tym co mogę tam spotkać i jak jego wychowankowie zareagują na moją obecność.
-Moi rodzice są w rodzinnym mieście w Irlandii -uspokoił mnie chłopak zmieniając bieg na czwórkę. Kilkanaście minut później znajdowaliśmy się pod domem Conor'a. Uśmiechnął się w moją stronę przyjaźnie i poszedł otworzyć drzwi. Jak zawsze koło bramy znajdowali się jego ochroniarze. Ruszyłam w drogę za chłopakiem, a pod koniec oparłam się o ścianę, bo Maynard nie mógł się uporać z otworzeniem drewnianego cacka. Zaśmiałam się pod nosem mając wrażenie że nigdy ich nie otworzy. -Nie śmiej się tylko byś pomogła 
-W drugą stronę -pokiwał głową że rozumie, a po kilku sekundach wpuścił mnie do domu. Jak zawsze panował tu nieskazitelny porządek. Usiadłam na skórzanej kanapie w salonie i czekałam aż chłopak przyniesie gitarę oraz nasz zeszyt z piosenkami. 
-Już jestem -oznajmił siadając na drugiej części kanapy choć był tak krótka że główka od sprzętu muzycznego dotykała moje ramie. Wzięłam do ręki zeszyt i otworzyłam na ostatnie zapisanej stronie. - I can do it better than, better than you! / Mogę to zrobić lepiej niż,lepiej niż ty!/ I can tell that you’re watching me  / Mogę powiedzieć,że mnie obserwujesz -odczytałam pierwsze słowa piosenki
-No co pisałem to tylko pięć minut -wzruszył ramionami i zaczął układać melodię do słów. Naprawdę tylko pięć minut, tylko? 
-To jak zacząłeś pisać to skończ to będzie twoje solówka 
-Ale ja nie umiem -jęknął z niezadowolenia i spojrzał błagalnie na mnie. Ja, jak to ja byłam nieugięta w stosunku do niego.
-To kto ma to napisać? -spytałam chłopaka, a kilka sekund później palcem wskazał na moją osobę, a ja spojrzałam na niego spod byka.  Po chwili schował palec i podrapał się niezręcznie po karku. -Dobra widzę że dziś niczego nie napiszemy
-Maraton filmowy -wydarł się na cały dom i zaczął skakać po siedzeniu. Z szafki wyciągnął komedię, ale ja schowałam ją i wyciągnęłam piątą część Szybkich i Wściekłych. W tym czasie mieszkaniec domu przygotowywał jakieś jedzenie na seans filmowy. Włożyłam płytę do odtwarzacza. Po chwili dołączył do mnie mój towarzysz. Film już się zaczynał kiedy przerwał nam dzwonek do drzwi. Muzyk poszedł otworzyć je. 
-Natalie jedziesz do domu -usłyszałam donośny nieznany mi głos.


I can feel your heart singing me 
and you should get away, get away yeah.
You can pick up everything 
**and start a new world today, world today. 
            
* - District3 - What You Know About Me
** - District3 - Runaway  
 
    

wtorek, 19 marca 2013

Prolog

Dziewczyna nie jest już taka ufna. Boryka się z problemem. Powinna go już dawno rozwiązać, ale nie umie. Nie umie mu wybaczyć. Nie czuje nic do niego, ale jest do niego przyzwyczajona. Do jego oczu i uśmiechu. Czeka, ale na co czeka. To on ją zdradza. Ona wie o tym, ale on nie nadal to robi. Dziewczyna płacze nocami tylko po to żeby go odzyskać, ale po co? Skoro do niego nic nie czuje to po co płacze? Chłopak jest dla niej jak przyjaciel. Tylko przyjaciel. Chodziła ulicami Londynu. Z nadzieją że się nie zakocha już nigdy. Jej przyjaciółka Veronica nie chcę jej ranić, ona jest szczęśliwie zakochana. Spotkała go.
-Jerry, ja tak nie mogę musimy to skończyć - ze smutkiem odeszła do jej oczu napłynęły łzy. Biegła, biegła przed siebie. Chciała się wyzwolić od miłości. Właściwie to nie była miłość, a zauroczenie. Chodziła z nim rok. Po prostu była do niego przyzwyczajona. Usiadła na krawężniku i zaczęła palić papierosa. 
W tej samej części tego miasta, wiedzie życie chłopak. Bawi się życiem. Jest bogaty i rozpieszczony. Bawi się dziewczynami. Pierwszy raz w życiu czegoś mu brakowało. Nie wiedział jednak tego. Chłopak ma talent. Śpiewa z kolegami w zespole. Dan, jego kolega z zespołu ma miłość. Nie bawi się nią. Widać że ją kocha. Kiedy jest obok niej momentalnie się uśmiecha. A on najdłużej z dziewczyną był trzy dni. Wszystkie leciały na jego kasę, więc się zmienił. Nie jest miły i kulturalny. Można śmiało powiedzieć że jest bad-boyem zespołu. Chodził w poszukiwaniu nowej 'ofiary'. Rozpadało się, ale on nadal chodził ulicami mokrego Londynu. Zobaczył ją siedziała na krawężniku i paliła. Była smutna. Z jej oczu leciały łzy. Przechodzący obok niej ludzie pewnie myśleli że to deszcz rozmazał jej tusz. Padało coraz mocniej. Chłopak cały czas wpatrywał się w dziewczynę. Zaczęła coś nucić pod nosem. Podszedł bliżej i usłyszał jej głos.

When you come home I’ll stop this 
When you come home I’ll had include 
I never cry again, When you’ll come home , to me   

Coraz bardziej płakała, a on ją zostawił. Kiedy odchodził ujrzał jej twarz. Tak bardzo chciał ją przytulić, ale maska twardziela mu na to nie pozwalała. 

Od Autorki. Zmieniłam wszystko. Nic mi ostatnio nie wychodziło więc piszę od nowa. Czekam na wasze opinie.